Szedłem ulicą i minąłem
sklep z artykułami domowymi. Przed wystawą stała trójka nastolatków,
bardzo zwracających na siebie uwagę, ubranych w modne ciuchy i
nienaturalnie pięknych. Uznałem, że to pewnie jacyś aktorzy.
Chwilę później usłyszałem krzyk tej ciemnowłosej:
- COO?!? SRZEDAJĄ PAPIER Z LISEM NA OPAKOWANIU!!!!? MUSZĘ GO MIEĆ, MUSZĘ! ZOBACZCIE TO JEST TRÓJWARSTWOWY O ZAPACHU TRUSAKWOWYM!!!
Pewnie jakaś niezrównoważona psychicznie, no ale przpraszam... Podniecać się papierem toaletowym?
- Juvexo, przylecieliśmy tu w innym celu... - upomniała wariatkę druga dziewczyna, ruda.
Chwila... "Przylecieliśmy"? I "Juvexo"? Coś się nie zgadza...
Juvexo to pewnie jakieś dziwne imię, a przylecieli... pewnie z Ameryki, lol, co za ludzie.
- Paczcieno! - odezwał się tym razem chłopk wskazując na mnie palcem. - Czyż to nie Dezydery?
Otworzyłem oczy szeroko. Skąd ten Amerykanin zna moje imię?
Na wszelki wypadek odwróciłem się i zacząłem ucikać.
- O! Ucieka! - zawołała
ruda tonem naukowca obserwującego walczące o kupkę łajna żuki gnojaki. -
Łapmy go, bo jeszcse zwieje...!
Skręciłem w uliczkę w
prawo, i to był błąd. Znalazłem się w ślepym zaułku. Po jednej stronie
drogę zagradzała mi ściana, a po drugiej trójka wariatów...
Co robić?! Co robić?!
Ruda i chłopak podeszli bliżej, ciemnowłosa trzymała się z tyłu.
- Nie panikuj - poinstruował chłopak.
Ale i tak panikowałem, bo to było dziwne, że trójka nastolatków nachodzi mnie w ciemnym zaułku, jeśli wiecie co mam na myśli.
- POMOCY! Ktoś chce mnie napaść! - wołałem.
Nagle nade mną
usłyszałem ciche brzęczenie silnika. Dostrzegłem coś na kształt
samolotu. Nim zdąrzyłem zareagować ze spodu pokładu wysunęła się i
oplotła mnie siatka.
Uruchomił się wyciąg i pojechałem w górę. Byłem zbyt przerażony, by zacząć krzyczeć.
Zobczyłem, jak ten chłopak zaznacza coś w swoim notesie mówiąc "no to jeden już jest".
Słyszałem, jak ciemnowłosa krzyczy: - A PÓJDZIEMY JESZCZE DO TEGO SKLEPU, W KTÓRYM BYŁ PAPIER Z LISEM?
- Och, ja też chętnie bym na niego zerknęła - oświadczyła ruda. - Wyglądał całkiem do rzeczy.
Wtedy zostałem wciągnięty na pokład samolotu.
I do mnie dotarło: Zostałem porwany przez bandę maniaków papieru toaetowego. To było bardzo dziwne. Wciągnęli mnie na pokład czegoś... UFO...
A gdyby...
Nie, to niemożliwe...
A
jednak. Gdyby to byli kosmici? Całe moje dwudziestopięcioletnie życie
poświęciłem na poszukiwanie cywilizacji pozaziemskich, a tu... Och,
gdyby to była prawda!
Nagle uruchomiły się
dmuchawi i do pomieszczenia, w którym leżałem dostał się dziwny gaz.
Zrobiło mi się duszno, w głowie zaczęło mi się mętlić.
Zemdlałem.
______________________
~Lilyann
~Lilyann
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz