Menu

niedziela, 12 czerwca 2016

Bawię się w detektywa i tracę czekoladę [ABORCJA]

Jeśli kiedykolwiek pomyślicie, że rodzice chcą dla swoich dzieci jak najlepiej, to pamiętajcie o tym że moi nazwali mnie Aborcja. Tak, takie imię istnieje i zostało stworzone specjalnie dla sadystów.
Chyba że to miała być delikatna sugestia, żebym była wdzięczna za to że egzystuję na tej nędznej planecie.

Coś o mnie? Dwudziestoletnie dziewczę o aparycji panny lekkich obyczajów, co oczywiście nie oznacza że świeci dekoltami. Po prostu ma twarz która kojarzy się z wyżej wymienioną. Specjalne moce pozwalające unikać jakiejkolwiek produktywności dwadzieścia cztery godziny na dobę. Lubi jeść i spać, i oglądać seriale, i filmy, i czytać, i spełniać się jako artystka od siedmiu boleści. Tyle starczy.


Świeciło słońce, gołębie srały ludziom na głowy, delikatny wietrzyk rozwalał fryzurę którą układałam pół godziny. Cudowna pogoda, sznurówki plątały się wokół stóp, bo oczywiście wiązanie butów jest dla przegrywów życiowych. W sumie, mogłabym pójść do sklepu po czekoladę na wieczór, albo po dwie, bo jedną pewnie zjem za chwilę. Wybrałam swoje ulubione, czytaj: najbardziej niezdrowe. Spojrzałam jeszcze na stojak z gazetami. Moją uwagę przykuł wielki czerwony tytuł: Niewyjaśnione porwania! Świadkowie mówią o papierze toaletowym! Wywróciłam oczami, po raz enty stwierdzając że ludzie są ujemnie inteligentni. Podeszłam do kasy i przetrząsnęłam kieszenie. 

- Brakuje siedmiu groszy. - stwierdziła kasjerka po przeliczeniu góry monet, których systematycznie zapominałam wyjąć z kieszeni. Teraz się przydały.

- Ehm... Nie odpuści mi pani?

- Nie. - sympatyczność level 99.

W końcu z bólem serca i mięśnia żołądkowego zrezygnowałam z jednej tabliczki. Drugą bezpiecznie ukryłam w plastikowej torebce i powróciłam do wgniatania teoretycznie niewinnych bakterii w chodnik. To znaczy, mówiąc prościej, do spaceru. Lawirując między przeciętnymi Kowalskimi, którzy nie potrafili trzymać się prawej strony chodnika i niczym lodołamacz parli przed siebie, ignorując drobne nieszkodliwe istotki w tym mnie chcące spokojnie przejść się po mieście, wdepnęłam w papier toaletowy. Skąd? Jak? 

Dobra rada od Aborcji na dziś i w ogóle na resztę życia: jeśli w środku dnia widzicie rozwinięty na chodniku papier toaletowy, NIGDY nie idźcie za nim. NIGDY.
A jeśli ma to coś wspólnego z tymi porwaniami? Nachyliłam się, stwierdzając, iż jest to papier trójwarstwowy. Rzecz jasna, nigdy nie słucham własnych rad, więc oczywiście poszłam za tą srajtaśmą.

Trafiłam w ślepą uliczkę. Znalazłam tu tylko kartonową rolkę i pamiątki naszej cywilizacji w postaci petów i rozbitych butelek, oraz przygnębiająco samotną, plastikową torebkę, podobną do tej trzymanej przeze mnie. Położyłam swoją na ziemi i sprawdziłam dokładnie każdy kąt. Nie mam pojęcia czego szukałam. Być może ktoś dosypał mi czegoś do śniadania i teraz widzę tojletpejpery i trójkę nienaturalnie ładnych nastolatków.
Zaraz, co? 

- Aborcja. - bardziej stwierdziła, niż zapytała ta pośrodku.

- Jestem przeciw... to znaczy, tak, to ja, skąd wy znacie moje imię? - ostrożnie przesunęłam się w stronę zatłoczonego chodnika. Teraz zauważyłam że każdy z nich trzyma paczkę papieru. Podniosłam rolkę. - To wasze? - pokazałam.

- Tak. Witaj, Aborcjo! - uśmiechnął się chłopiec po lewej.

- Heej... Miło było poznać. - wypaliłam, rzuciłam w nich rolką i rzuciłam się do ucieczki.
Nie dobiegłam daleko. Po kilku sekundach poczułam oplatającą moje ciało siatkę i uniosło mnie ponad ludźmi. Nikt nawet nie podniósł głowy. Każdy skupiony tylko na sobie. Chciałam krzyczeć, wierzgać, zrobić cokolwiek. ale byłam jak sparaliżowana.

Ostatnim co udało mi się pomyśleć, było to że zostawiłam na ziemi swoją czekoladę. Potem wszystko zniknęło.
-----------------------------------------------------------------------------
Lohd Ufos

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz