Co się stanęło z moją personą. Jak można być tak ujemnie inteligentnym.
Miałam ochotę
uczyć latać wszystko, co znajdę pod kończynami górnymi, w tym książki,
talerze, wazony, meble, Dezyderego i ogólnie to czym zwykle rzucają
naładowane negatywną energią kreskówkowe postacie, . Pominę fakt, iż za
tak nieuprzejme traktowanie książek powinno się mnie utopić, spalić,
powiesić, powyrywać po kolei wszystkie palce, odszarpać głowę tępym
nożykiem i głodzić przez jakieś cztery tygodnie. Dokładnie w tej
kolejności.
Wróć, Dezyderego?
- Co jest,
Aborcja? - chłopiec wsadził głowę między uchylone drzwi a framugę.
Marzyłam, żeby je zatrzasnąć. - Tylko nie mów "nic", bo nie umiem się
domyślać.
- Taka miękka?
Zamordowałam go w mózgu. W myślach, w sensie że.
- Taka głupia.
Dezydery
przekroczył bramy piekieł w sensie próg i posadził swoją osobę obok
mnie. Z wyrazu jego średnio przystojnego twarzostanu wywnioskowałam, iż
oczekuje na mój słowotok, w którym opowiem mu story of my life, life of
wszyscy moi kuzyni, babcie, dziadki, ciocia ze strony taty i chomik
którego kiedyś przypadkowo utopiłam w umywalce (długa historia, nie
pytajcie. Albo pytajcie, jak mi się będzie chciało to kiedyś opowiem),
wszystkie głupie anegdoty które słyszałam od wujków na weselach i to
dlaczego czuję się głupia. Wciągnęłam w siebie mieszankę tlenu, azotu i
innych, i na jednym wydechu powiedziałam:
- Nie mam
pojęcia dlaczego nie uciekłam podczas wizyty u wróżbity Macieja przecież
to była idealna okazja przecież byliśmy na Ziemi mogłam kogoś
powiadomić zacząć krzyczeć borze tucholski zrobić cokolwiek ale nawet o
tym nie pomyślałam co się ze mną dzieje czy ja mam jakąś piramidę
wartości uszkodzoną czy to jest syndrom sztokholmski czy mi już nie
zależy na powrocie do domu czy co nie to niemożliwe przecież ja chcę do
domu ja chcę być znowu bezproduktywna i oglądać seriale tutaj nawet nie
mam internetu nie mówiąc już o czekoladzie ja nie chcę ratować świata ja
się nie czuję bohaterką przecież ja jestem typową zakałą ludzkości co
nie ma żadnych ambicji i
W tym momencie
zabrakło mi powietrza i wydałam dźwięk podobny do zatkanej rury od
odkurzacza. Dezydery intensywnie pomacał mnie po kręgosłupie, w sensie
poklepał mnie po plecach, zaczęłam kaszleć.
- Boże, Aborcja, oddychaj.
- Wystarczy samo Aborcja.
- To nie jest
tak że nie mas ambicji. - objął mnie kończyną. - Po prostu sprytnie
wykorzystujesz innych, żeby odwalali za ciebie całą robotę.
- Chyba pomyliłeś definicje.
- Całkiem możliwe, przy ładnych dziewczynach gubię wątki.
- No proszę, twoje filtry są na coraz wyższym poziomie.
- A nie "flirty"?
- Całkiem
możliwe. Chcę do domu. - przez dłuższą chwilę nie wydawałam z siebie
żadnego dźwięku. Teraz w tle powinien tykać zegar albo lecieć delikatna,
smutna muzyczka. - Mam genialny pomysł.
--- (tu zróbcie dłuższą pauzę) ---
Znalazłam Dezyderego w kuchni.
- Wracam do domu! - rzuciłam mu się na szyję, co pewnie wyglądało jakbym chciała go udusić.
- Ale... ale
że... że jak? - przez moment wyglądał na martwego, nie poruszał się ani
nie robił nic co zwykle wyczyniają ludzie żywi częściowo albo
całkowicie.
- Zażądałam od
którejś Ufoski, nie mam pojęcia od której, żeby wysłali mnie z powrotem
na Ziemię, albo zrobię wszystko by przeszkodzić wam w ratowaniu świata.
Szczerze, nie sądziłam żeby taki szantaż zadziałał, ale jak widać działa
bardzo dobrze. - odsunęłam się i wyszczerzyłam zęby.
- I przyszłaś się pożegnać? - nie wydawał się równie podekscytowany co ja, natomiast moje serce dostawało palpitacji z radości.
- Przyszłam żebyś zaprowadził mnie do hangaru z miesiączkorakietą, bo pewnie jako jedyny wiesz gdzie to jest.
Zaprowadził. Po drodze wpadliśmy na Narcyzę.
- Gdzie idziecie? - spojrzała się ze szczerym zaciekawieniem.
- Wracam do domu!
- Jak to?!
Powtórzyłam jej
to samo co Dezyderemu, a ona bez słowa odeszła. Mentalnie wzruszyłam
ramionami. Chłopiec otworzył mi drzwi do hangaru.
- Zobaczymy się jeszcze?
- Nie sądzę.
Weszłam do środka, czując na kręgosłupie wzrok Dezyderego i zamarłam w pół kroku.
- Na paper
dziesięciowarstwowy! - krzyknęła na mój widok fioletowa Ufoska, a ja
zaczęłam się zastanawiać czy nie wyrosła mi trzecia głowa. To źle brzmi.
Druga głowa. - Ktoś zniknął miesiączkorakietę, Aborcjo!
Nie, nie, nie, nie, nie.
Za moimi plecami rozległ się tupot stóp.
- Narcyz też zniknął!
-------------------------------------------------------------------
Dam, dam, daaaaam!
Tak oto kończymy pierwszą część Gwiezdnych Ufosów.
Sypcie gwiazdkami, bo się nam należy (hehehe), a my idziemy pisać dziękczynną notkę od autorek <3
-------------------------------------------------------------------
LohdUfos
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz