Siedziałam w tym czymś w
rodzaju "archiwum", co od biedy można by nazwać "biblioteką".
Siedziałam i pisałam tę opowieść przeznaczoną dla Ufosów. Próbowałam tym
uciec od świata.
Nie miałam pojęcia, co
się stało z moim bratem - i to było przerażające! Mógł być wszędzie. Na
każdej planecie Galaktyki! Często płakałam, co było do mnie niepodobne.
To nie tak, że za Narcyzem. Po prostu... Czułam się bezsilna. Chciałam
wrócić do normalnego życia. Zwyczajnej nastolatki kochającej książki. A
nie... Porwanej przez kosmitów... Dziwnej... Dziewczyny... Która nie
wie... Co ze sobą... Zrobić.
Znowu płakałam, a łzy kapały na zeszyt. Czułam się naprawdę beznadziejnie.
Gdyby nie lądowanie,
pewnie zostałabym w tej bibliotece przez kilka następnych dni. Nie
chciałam jednak robić problemu, więc ze wszystkimi poszłam do zamku
Sybilli. W innych okolicznościach pewnie zwróciłabym uwagę na piękno
krajobrazu, błyszczącą taflę jeziora, niesamowitą zieleń drzew, ciepłe
powietrze muskające moją skórę, ale teraz?
Swoją drogą, patrząc na
ten bajkowy świat, aż trudno było uwierzyć, że idziemy na spotkanie ze
straszną czarownicą, przed którą drżały Ufosy.
Prośmir chyba chciał mi
poprawić humor, nieumiejętnie rozpoczynając konwersację. Skończyło się
na tym, że go uderzyłam. Bolała mnie teraz ręka, ale nie przyznałabym
się do tego za żadne skarby.
***
- Jeśli nie chcesz,
naprawdę nie musisz tam wchodzić, kochana. - Juvexo obejmowała jedną
ręką Ufogerdę, drugą podając jej miękko wyglądającą rolkę papieru
toaletowego. - Nie płacz, będzie dobrze.
- Na pewno nie tak
dobrze jak dobry jest nowy czterowarstwowy papier o zapachu jabłka! -
szlochała Ufogerda.
Wywróciłam oczami, spoglądając na resztę naszej
grupy. W ciągu tych kilku tygodni, jakie ze sobą spędziliśmy, powstało
kilka nowych uczuć i przyjaźni, można było zauważyć kto z kim trzyma,
ale mimo wszystko tworzyliśmy jedną, spójną całość. Nie wyobrażałam
sobie teraz rozdzielenia się z nimi. Opuncja przytulała się do Yxao,
stojącego na stopniach przed bramą, Hermenegilda i Budzisławka znowu
żywo wymieniały swoje poglądy (delikatnie mówiąc), Aborcja coś jadła,
rozmawiając z Dezyderym i Prośmirem, który... patrzył na mnie.
Pospiesznie odwróciłam wzrok.
- No dobrze, Ufosy i
Człowieki! - klasnął Yxao, powodując skupienie na sobie spojrzeń
wszystkich obecnych. - Wchodzimy! Proszę was o zachowanie ciszy i
spokoju, i nie uciekanie na widok Sybilii, bo może się obrazić.
Brama otworzyła się
szeroko, jakby tylko czekała na te słowa. Z każdym kolejnym krokiem
czułam ogarniający nas chłód. Obróciłam się, by jeszcze raz spojrzeć na
piękny widok, ale zobaczyłam tylko zatrzaskujące się za nami wrota.
Zadrżałam. Kontrast między zewnętrzem - kolorowym i słonecznym, a
wnętrzem - zimnym, ciemnym, z dziwną, zielonkawoniebieską łuną bez
konkretnego źródła był więcej niż niepokojący. Poczułam włoski jeżące mi
się na karku.
- Wszystko w porządku? - twarz Prośmira była nienaturalnie zabarwiona w mroku korytarza. - Jesteś blada.
- A ty fioletowy.
Zaskoczony, odruchowo
dotknął twarzy, a ja parsknęłam krótkim śmiechem. Zmroziła mnie cisza.
Normalnie w takiej budowli powinno roznosić się echo, albo chociaż
pogłos, a tutaj... Głosy jakby były zasysane przez jakąś dziwną materię.
Słyszałam tylko wodę spływającą po kamiennych ścianach.
W końcu dotarliśmy do
komnaty Sybilli. Yxao pchnął ciężkie, drewniane drzwi, a ja nie mogłam
oprzeć się wrażeniu, że właśnie popełnia wielki błąd.
-------------------------------------------------------------------
LohdUfos, zachęcony przez Lilyann <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz